Są różne sposoby, aby skutecznie odstraszyć czytelników. Jeśli zależy nam na szybkim zniszczeniu swojego wizerunku, zatrudnijmy nieodpowiedzialnych copywriterów. Oto mały wycinek z mapy grzechów, jakich dopuszczają się tzw. copywriterzy i poradnik dla tych, którzy chcą być fatalnymi copywriterami.
1.Pisać każdy może – trochę lepiej lub trochę gorzej
Jednym z największych grzechów jest twierdzenie, że absolutnie każdy może zostać copywriterem, wystarczy, że się umie pisać. Jeśli tak, to idąc za tą myślą – każdy, kto umie jedynie wydać głos, może stać się śpiewakiem operowym. Copywriting to głęboka wiedza, umiejętny flirt ze słowem oraz czytelnikiem i talent do odczytywania nastrojów odbiorców. Strzeżcie się pseudo-copywriterów, bo owszem pisać, każdy może – jednak to właśnie Wy poniesiecie konsekwencje ich pomyłek i wpadek.
2.Teksty relanium
Jeśli copywriter pisząc teksty, sam przy tym lekko pochrapuje, wiedz, że dzieje się coś złego! Gdy ktoś tworzy z przymusu i bez pasji – czytelnik z pewnością to wyczuje. Taka postawa skutecznie odstrasza odbiorców i może trwale zniechęcić do danej marki. Umiejętny copywriter wie, jak wyczerpać temat, a nie czytelnika. Copywriterzy, którzy uwielbiają pisać teksty nasenne, często stosują stronę bierną, rzeczowniki odczasownikowe i lawiny przymiotników – czytelnicy naprawdę je kochają… przesypiać.
3. Wygląd ma znaczenie
Wielu copywriterów zapomina o tym, że sposób podania jest bardzo istotny. Na żadnym wykwintnym przyjęciu nie dopuszcza się do chaotycznego rzucenia na stół przystawki wymieszanej z daniem głównym w asyście topniejącego deseru. Podobnie jest w przypadku tekstu – aby była to prawdziwa uczta dla czytelnika, należy zachować odpowiednią kolejność i sposób podania. Grzechem jest zapominanie o zasadzie odwróconej piramidy, czyli odpowiedniej hierarchizacji treści. Poza tym, copywriterzy często pomijają taki „szczegół” jak odpowiedni podział na akapity, intrygujące śródtytuły czy też pogrubienia. Nie bez znaczenia jest także krój i rozmiar zastosowanego fontu – jeśli jest nieczytelny, odbiorca jeszcze się porządnie nie rozsiądzie, a już zacznie nucić: „time to say goodbye”.
4. Lanie wody
Teksty notorycznie chrzczone – mimo wielokrotnego sakramentu, nadal są wielkim grzechem i obrazą języka pisanego. Bezmyślne zapełnianie pustki rodzi… jeszcze większą pustkę. Pisanie na ilość wyraża absolutny brak litości dla czytelnika, języka polskiego i cennych minut naszego życia. Cóż, wszelkie spulchniacze jeszcze nikomu nie wyszły na zdrowie.
5. Literówki i niechlujność
Literówka to rzecz ludzka, jeśli jednak zdarzają się zbyt często i w nieodpowiednich miejscach, może to spowodować katastrofę. Niestety, jeśli paluszek na klawiaturze nieszczęśliwie się omsknie, może stworzyć prawdziwego słownego potworka. Bo przecież, ma znaczenie to – czy ktoś okazał komuś łaskę czy też – za przeproszeniem – laskę. Strzeżcie się copywriterów, którzy grzeszą literówkami, bo nie znacie dnia ani godziny, w której te zechcą zrobić coming out i brutalnie Was ośmieszyć.
6. Copy-wklej
Czyli leniwiec pospolity, który zbyt dosłownie traktuje człon: „copy”, zapominając o najważniejszym, czyli „writing”. Zamiast zatrudniać takiego osobnika i czytać jego teksty, lepiej pójść do punktu ksero.
7. Brak empatii
Wielu copywriterów, pisząc teksty – myśli tylko o sobie, nie dbając o odbiorcę. Gdyby istniał poradnik dla słownych egoistów, z pewnością znalazłyby się tam takie porady jak: pisz zawile i dwuznacznie, poślub wielopłaszczyznową metaforę i uparcie upajaj nią siebie i odbiorców. Stwórz słowny labirynt i siłą zaciągnij tam czytelnika. Koniecznie zapomnij o języku korzyści – a jeśli chcesz zwabić króliczka, zaoferuj mu swojego ulubionego big maca, zamiast jego ukochanej marchewki. Tymczasem, nie trzeba chyba przypominać, że ignororanie odbiorcy, to jak wysłanie listu bez określenia adresata – nie warto się łudzić, że dotrze on do celu.
8. Nieterminowość
Niestety, wśród copywriterów, wcześniaki to zdecydowana rzadkość – za to pełno tutaj biedaków, cierpiących na postępującą prokrastynację. Jest to grzech, przed którym drżą odpowiedzialni zleceniodawcy, a wszelkie dedlajny świata, boją się go jak diabeł święconej wody.
9. Tytuły i nagłówki, które pogrzebią nawet najciekawszy tekst
Każdy tekst ma jedynie kilka sekund, aby zainteresować czytelnika i pozwolić mu zdecydować – czy ten zechce mu poświęcić swój cenny czas i uwagę. Tytuł to strój reprezentacyjny treści – jeśli jest źle dobrany, uśmierci nawet najlepszą treść.
10. Twierdzenie, że czytelnik to idiota
Pełni grzechu ignorancji są copywriterzy, którzy myślą, że chwycili Pana boga za nogi, bo poznali kilka haczyków i „zawsze działających haseł”. Tymczasem, wyświechtane zwroty wielokrotnie przynoszą odwrotny skutek i obrażają inteligencję czytelników. Subtelność i empatia to deficytowa cnota u wielu copywriterów. Grzeszny copy, uparcie i łopatologicznie, wmawia czytelnikowi, że wszystko jest „naj”, nadużywa superlatyw i nachalnie wychwala. A przecież, z tekstami jest jak z flirtem – nie polega on na tym, by jedynie wychwalać siebie pod niebiosa – liczy się dyskretna gra, kuszenie i szacunek dla drugiej strony. Szanowni grzeszni Copywriterzy, musimy Was zmartwić – czytelnik naprawdę ma mózg.
Najpierw tylko „przeleciałam” wzrokiem cały tekst i, jeszcze nie zając jego treści, byłam już pewna, że pierwsze zdanie mojego komentarza będzie brzmiało „Nic dodać, nic ująć”. Tak przynajmniej zapowiadały nagłówki. Tymczasem, im dalej w las, tym więcej drzew. Oto moim oczom ukazuje się tekst, którego autorka, zżymając się na twórców literówek, sama je popełnia, niektóre zdania tak gmatwa, że muszę je czytać dwa razy, a nadmiar anglicyzmów sprawia, że zaczyna się wątpić w zasób słów autorki w jej języku ojczystym.
Dobrze, że pojawia się lekka ironia – od razu lepiej się czyta tak prowadzoną opowieść. Chwała autorce również za sam pomysł – bardzo konkretne wypunktowanie grzechów copywriterskich. Szczególnie cenne jest spostrzeżenie, że autor bez pasji jest jak rzemieślnik, któremu jednak brak polotu. Aż przyszły mi na myśl czytywane teksty, zapewniane mi przez takich właśnie twórców. Moje lico rozradowało się cynicznie, gdy przed oczami stanął obrazek pisarza co „miał na twarzy taki uśmiech boski/ Jak ten, co wiersze pisząc, liczył zgłoski”.
Kilku zgrzytów stylistycznych w artykule nie mogę jednak przeboleć. Szkoda, bo założenie artykułu jak najbardziej słuszne i godne propagowania.
Od siebie dołożyłbym jeszcze jeden grzech, chociaż czasem odpowiedzialni są za to zleceniodawcy. Tym grzechem są rymowanki. Oczywiście nie twierdzę, że należy ich się całkowicie wystrzegać, ale powinno się zachować umiar. Niestety, zleceniodawcom często się wydaje, że jeśli coś się rymuje, to jest dobre. Bywa, że trudno im wytłumaczyć tę oczywistą nieprawdę.
Dodam, że razi mnie też podejście „sąsiad mi zrobi”, „dziecko mi wymyśli”. Zapewne jest to metoda bardzo tania, ale często ma opłakane skutki. W pamięci utkwiło mi hasło wyborcze pewnego pana o nazwisku Jak, które brzmiało „Bo wiem Jak!”. Do jego hasła dopisano na billboardzie „…okraść Polskę razem z Tuskiem”.